Forum www.iksiu.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zemsta Petunii [FMA}

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.iksiu.fora.pl Strona Główna -> Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Carmen
pratchettomanka



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ankh-Morpork

PostWysłany: Wto 12:05, 11 Mar 2008    Temat postu: Zemsta Petunii [FMA}

ZEMSTA PETUNII
(FullMetal Alchemist fanfick, miniaturka(w założeniu) do ,,Ultrapacyfisty” (The Peacemaker). W rolach głównych pułkownik Mustang i Ike Springfield wrednie udający gadającą roślinę doniczkową

Roy Mustang nienawidził dni, kiedy zostawał sam na sam z papierkową robotą. Zwłaszcza dzisiaj odczuwał tę nienawiść wyjątkowo boleśnie – trwało gorące, lipcowe popołudnie i pułkownik był chyba jedynym kozłem ofiarnym systemu nadgodzin, nazywanym potocznie piekłem dla biurokratów, który kisił się w mundurze mając za towarzystwo monstrualny stos raportów. Oczywiście, mógł przysiąc, że jeszcze wczoraj tych papierów tutaj nie było, a to wszystko to jakiś wyjątkowo wredny międzynarodowy spisek, mający na celu zepsucie mu dnia. Jak na razie teoretyczny Dzień Zwalania Wszelkiej Papierkowej Roboty Na Mustanga miał się dobrze, ku ogólnej irytacji głównego zainteresowanego.
Ale Roy nie chciał zrobić komuś uciechy. Udało mu się doliczyć dwustu sześćdziesięciu trzech rzeczy, którymi mógłby się teraz zajmować, wypić trzy kawy i urządzić mrożące krew w żyłach polowanie na upartego insekta skaczącego po oknie, zanim poddał się ostatecznie. Z miną męczennika zasiadł za biurkiem.
I wtedy usłyszał głos.
Głos nie był bynajmniej głosem Boga, nie brzmiał chórami anielskimi i nie przechodził na wskroś jego duszy. Właściwie nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie miał właściciela.
I głos przemówił:
- W biurku masz aerozol na owady. Nie musiałeś skakać jak kangur na prochach za tym komarem.
W każdej innej sytuacji Roy uznałby bezcielesne głosy za wyjątkowo zły sygnał. Tylko, że niewidzialni wrogowie rzadko kiedy ubliżali mu od kangurów.
- Riza? – zapytał niepewnie, rozglądając się dookoła.
- Jasne, maleńki. Zmieniłem ostatnio płeć.
Zwarzywszy na fakt, że najbliższa przestrzeń w promieniu czterech metrów od Mustanga była pusta, a właściwie wolna od obecności humanoidów, słowo „maleńki” nie zabrzmiało zbyt miło.
Głos dochodził spod okna, więc, logicznie rzecz biorąc, tam też powinien znajdować się jego właściciel. Zastanawiając się, czy zna kogoś, kto mógłby zwisać z parapetu czwartego piętra tylko po to, aby zrobić mu na złość i w nieustającej czujności, pułkownik zbliżył się do okna.
- Zimno, cieplej, cieplej, cieple, gorąco, parzy… WEŹ TE ŁAPY, BO SIĘ W SOBIE ZAMNKNĘ!
Za oknem nikogo nie było. Na parapecie stał jedynie pusty kubek po kawie i trzy roślinki, które przyniósł Havoc „dla poprawienia atmosfery”.
- Kim jesteś? – zapytał zdezorientowany pułkownik.
- Jak to kim? – zdziwił się głos. – Petunią!
O ile Roya nie zaskoczyłby tekst o tym, jaki jest ogólnie zły i niedobry, że tajemniczy głos przyszedł się zemścić za to, iż mu odbił dziewczynę i przejechał chomika, to kwestia mówiących roślin doniczkowych jakoś nie mieściła się w jego pojęciu świata rzeczywistego. A wobec tego znaczyło to tylko jedno…
- Nie dam z siebie zrobić idioty, Elric. A poza tym mam dużo pracy i niestety, nie mogę się z tobą pobawić w piaskownicy.
- Lubisz zabawę piaskiem? Powinienem się domyślić. Sposób, w jaki kreślisz „e” wskazuje na pewną infantylność i niepewność w sferze seksualnej.
Pułkownik zamrugał gwałtownie i zaczął przyglądać się intensywnie stojącej na parapecie petunii. Niedwuznaczne komentarze zdecydowanie nie były w stylu Eda. I, o ile Roy dobrze się orientował, również nie były w stylu roślin doniczkowych.
Pomimo natarczywego wpatrywania się w fioletowe kwiaty, petunia wyglądała tak samo zwyczajnie i niewinnie jak zwykle. Uznawszy, że jest mało prawdopodobne, iż odgryzie mu rękę, Mustang dźgnął jeden liść palcem.
- Gdzie te paluchy pchasz! Ludzie, ratunku, gwałcą, GWAŁT!
- Cicho bądź!
- Sam bądź cicho! Nie jestem zabawką do sprawdzania twojej orientacji seksualnej! A poza tym, nie jestem też zoofilem, Mustang.
To zdanie podziałało niczym odświeżający cios w policzek. Grunt to myśleć logicznie. Rośliny doniczkowe nie mówią. Nie mają ust i tych…
- Strun głosowych? – podpowiedziała petunia.
… właśnie. Nie mają strun… Niech to szlag! Czy naprawdę wymówił wszystko, co pomyślał?
- Wiesz, mówienie do roślin nie zapowiada niczego dobrego.
- Wiesz, to naprawdę ciekawe – wysyczał wściekle pułkownik. – Znam osoby, które będą naprawdę zainteresowane twoim przypadkiem, petunio. Z pewnością zrobią wszystko, aby się dowiedzieć, jakim cudem…
Przerwał. Petunia złośliwie się uśmiechała. Co prawda nie miała warg, mięśni mimicznych ani w ogóle niczego, co mogłoby posłużyć do uśmiechania się, ale mimo to emanowała wręcz wyczuwalną aurą złośliwego uśmieszku. Gorzej – była to mina nekrofila w kostnicy, szalonego piromana w fabryce fajerwerków albo kogoś, kogo bardzo bawi robienie z ludzi idiotów.
- Och, już sobie to wyobrażam – zachichotała petunia. – „Sir, pewna roślina powiedziała mi, że mam poważny problem natury intymnej. Co powinienem zrobić w tej kwestii?”.
Istotnie – ubrany w takie słowa „problem” można by spokojnie nazwać wybitnie idiotycznym, a potem posuwać się dalej.
- A poza tym, jestem tylko wytworem twojego przepracowanego umysłu i złych warunków meteorologicznych.
Roy zaczął poważnie się zastanawiać nad rzuceniem przyczynowości i logiki w diabły. W końcu bycie wariatem nie jest w gruncie takie poniżające, a poza tym zdecydowanie można sobie uroić gorsze rzeczy niż mówiące petunie…
„Taaak?”, szepnęła ta okropna część jego osobowości, której nie cierpiał, ponieważ była wredna, sarkastyczna i do bólu logiczna, a która z całym prawdopodobieństwem uratowała mu życie w wielu naprawdę beznadziejnych sytuacjach. „Wymień chociaż jedną sytuacje gorszą od napastowania przez gadającą roślinę doniczkową…”.
Pułkownik odparł jej, że z pewnością jest ich wiele, a jak się dłużej zastanowi, to pewnie mu jakaś wpadnie do głowy. Na razie jego komórki mózgowe smażyły się w sosie własnym, po części z powodu niemiłosiernego upału, ale główną rolę odgrywała tu idiotyczność sytuacji.
Jego umysł prostym łańcuchem przyczynowo-skutkowym przeskoczył od panującej w około gorącej duszności, poprzez lepiącą mu się do pleców koszulę do rozważań, ile zna osób gotowych uwierzyć w spontaniczny samozapłon denerwującej rośliny.
- Wiesz, że jeżeli będziesz miał takie nieetyczne myśli, to kiedyś te salamandry zejdą z twoich rękawiczek i ugryzą cię w miejsce-o-którym-nigdy-nie-możesz-wspomnieć-przy-Edwardzie-ponieważ-molestowanie-nieletnich-jest-karalne? I nie patrz tak, ja już dobrze wiem, jak wyglądasz, kiedy myślisz o zrobieniu komuś krzywdy. To taka mina pośrednia między wzrokiem kota z zaparciem, a…
Mustangowi zaczęła delikatnie pulsować żyłka na skroni. Szybkim ruchem chwycił doniczkę z petunią i rzucił nią w kierunku stojącego przy drzwiach kosza na śmierci. Głuchy trzask, jaki po tym nastąpił prawdopodobnie będzie wspominał z rozkoszą przez długie lata.
Mrucząc pod nosem coś o karzących rękach władzy, ponownie usiadł za biurkiem. Raporty jeszcze nigdy w życiu nie wydawały mu się tak pasjonujące. Uznając, że mimo wszystko samotność ma swoje zalety, przeciągnął się leniwie, rozpiął mundur i kilka guzików koszuli, a następnie pociągnął łyk ohydnej, ale cudownie zimnej kawy. Następnie pomyślał całkiem logicznie, że skoro dochodzi już do mówiących kwiatków, to równie dobrze mogą istnieć samowypełniające się dokumenty. Przez niemalże piętnaście minut sprawdzał prawidłowość tego założenia, popijając kawę i przyglądając się uważnie papierom, które, z czystej złośliwości rzeczy martwych, nadal leżały dokładnie tak, jak wczoraj zostawiła je Hawkeye.
Wypił kolejny łyk kawy. Z każdą, wypełnioną cudowną ciszą sekundą napój smakował coraz to lepiej. Nawet po zakończeniu opróżniania filiżanki pozostawiał przyjemny, gorzkawy posmak na podniebieniu pułkownika. Być może ten dzień będzie znośny…
- Wiesz, jak nie będziesz się oszczędzać z tą kofeiną, to za rok będzie wyglądał jak KAWUŚ. Kryzys Wieku Średniego w mundurze.
… a może i nie.
Doniczka z petunią jakimś cudem powróciła na parapet. Co gorsza – była teraz koloru różowego we fioletowe pieski w niebieskich mundurach, co do jednego patrzące się na pułkownika wielkimi, czarnymi oczami. Sama petunia również nie odniosła widocznego szwanku.
Utopijno-kawowa wizja świata Roya rozpadła się w ciągu ułamka sekundy.
- Wyglądasz teraz pięknie. Jak po lobotomii. Pewnie każda laska leci na tą minę…
Uśmiech Mustanga wskazywał, że wreszcie trafił na dogodny dla siebie grunt. Nie dając po sobie poznać, że petunia mogła powiedzieć coś w najmniejszym stopniu godnego jego uwagi, odparł od niechcenia:
- Och, TY z pewnością świetnie znasz się na kobietach! Życie seksualne parapetowego kwiatka musi być niesamowicie fascynujące… Chyba poproszę cię o radę w tej kwestii…
Nie mógł do końca tego stwierdzić, ale wydawało mu się, że roślina w tej chwili wykonała mentalnie w jego stronę wyjątkowo nieprzyjazny gest. Zadowolony z siebie pułkownik rozpiął kolejny guzik koszuli, przy okazji zauważając, że w biurze zrobiło się jakoś chłodniej.
- No, wiesz, mój kochany ekshibicjonisto… – petunia wyraźnie się uspokoiła i postanowiła jeszcze trochę podenerwować Mustanga. – Sadzonki i te sprawy. Całkiem milutka rzecz. Czysta. Nie tak jak u ludzi.
- Znaczy się, że my wszystko brudzimy?
- Co prawda nie jest to słowo, które oddawałoby całą obrzydliwość procesu, ale jest w gruncie rzeczy poprawne…
W tej chwili deklarowany ateista Roy Mustang uznał, że Bóg istnieje. I jest skończonym dupkiem.
Pozostało tylko jedno pytanie.
- Zrobiłem ci coś szczególnego, czy po prostu lubisz znęcać się nad ludźmi?
Petunia milczała. Wzrok pułkownika przewiercał ją na wylot.
- No, bo… - zaczęła niepewnie. – Odbiłeś mi dziewczynę i…

--

Tego dnia Roy wrócił wcześniej do domu. Postanowił NAPRAWDĘ poważnie się zastanowić nad zmianą swojej orientacji seksualnej.
Ewentualnie mógłby spróbować przetransmutować się w jakiegoś sporofita. W końcu bezpłciowość ma tyle cudownych zalet…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
leospraca
Nowy



Dołączył: 30 Cze 2011
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:54, 30 Cze 2011    Temat postu:

podoba m sie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.iksiu.fora.pl Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin